Pięć pytań do: Krzysztofa Schodowskiego

Obrazek posta

ZOBACZ PROFIL KRZYSZTOFA!

 

1. Zacznijmy poważnie: łączysz zamiłowanie do rysunku i literatury, splatając te dwie dziedziny – ilustrując strofy wierszy swoimi grafikami, ale również snując literackie narracje wokół obrazów. Czy któraś z tych dziedzin jest dla Ciebie ważniejsza, wiodąca czy też ściśle się one łączą w Twojej twórczości?   

Zamiłowanie do literatury pojawiło się niedawno, dokładnie pięć lat temu. Wcześniej co prawda czytałem książki, ale raczej sporadycznie. Chyba wynikało to z tego, że w rodzinnym domu nie mieliśmy biblioteczki i nie było „kultury czytania”. Wiele mnie ominęło i przez długi czas rozkwitał we mnie kompleks bycia nieoczytanym. Dziś patrzę na to inaczej: myślę, że teraz bardziej świadomie dobieram sobie lektury. Rysuję, odkąd pamiętam. Jest to dziedzina, w której spełniam się najsilniej, jednakże od dziecka zawsze chciałem pisać. W szkole średniej powstały pierwsze opowiadania, dzienniki i wiersze. Były dość niezgrabne, bez warsztatu literackiego, ale nie mogę zapomnieć długich wieczorów, kiedy pochylałem się nad kartką papieru i zapisywałem, co przyszło do głowy. W 2004 roku poznałem poetę Tadeusza Olszewskiego, któremu nieśmiało pokazałem swój zeszyt z wierszami. On to wszystko przekreślił, wyłuskał tylko jedną frazę i powiedział: o! tu dopiero można zacząć pracować. Jeśli chcesz pisać – dodał – najpierw musisz dużo czytać. Przygotował dla mnie spis lektur wartych uwagi. To był kubeł zimnej wody na głowę. Na początku się zablokowałem; z dzisiejszej perspektywy jestem mu wdzięczny, bo wiem co miał na myśli.

Skupiłem się na rysowaniu, skończyłem dwuletnią szkołę artystyczną, gdzie nabrałem pierwszych szlifów. W chwili, gdy nie dostałem się na wyższą uczelnię artystyczną, postanowiłem rozwijać się na własną rękę. Publikowałem rysunki w sieci – tam też poznawałem innych twórców. Wspólnie organizowaliśmy wystawy, spotykaliśmy się na żywo, dykutowaliśmy o technikach malarskich, historii sztuki, uczyliśmy się przyjmować słowa krytyki. Pasja zbliżała do siebie zupełnie obce osoby. Na digarcie poznałem swojego mistrza – Andrzeja Olczyka. Inspirowałem się jego grafikami do tego stopnia, że zawdzięczam im podwaliny swojego stylu. To były też czasy, gdy na portalach artystycznych jeszcze istniał dialog, gdzie ludzie komunikowali się ze sobą, pisząc długie wiadomości. Obecnie konwersacje zamykają się lajkiem lub w dwóch, maksymalnie trzech zdaniach.

Rysunek jest dla mnie rodzajem dziennika. W gąszczu kresek zapisuję swoją obecność, stany gwałtownych emocji. Do pewnego czasu to mi wystarczało, ale zawsze z tyłu głowy promieniowała tęsknota za pisaniem. Kiedy zdałem sobie sprawę, że nie potrafię wyrazić  w rysunku wielobarwności dotykających mnie przeżyć, pojawił się Karol Samsel – młody poeta, literaturoznawca, który napisał do moich rysunków wiersze. Powstał z tego album o nazwie „AltissimumAbiectum” wydany przez szczeciński Zaułek Wydawniczy Pomyłka w 2012 roku. Nagle spełniło się moje marzenie o własnej książce, może w inny sposób, niż to sobie wyobrażałem, ale radość była ogromna. Obraz i słowo obok siebie – nigdy nie zapomnę momentu, gdy pierwszy raz wziąłem tę książkę do ręki. Karol zachęcał mnie do pisania, podsuwał ciekawe lektury. Najpierw dzienniki znanych pisarzy i pisarek, potem tomy poetyckie. Zaszczepił we mnie zamiłowanie do literatury i wspierał w pierwszych próbach literackich.

Po publikacji „AltissimumAbiectum” zacząłem poznawać środowisko poetyckie. Jeżdziłem na festiwale literackie, spotykałem wielu wspaniałych ludzi. Po powrocie, w ciszy czytałem ich książki. Myślę, że odważniej zacząłem myśleć o pisaniu w połowie 2014 roku, więc gdy pytasz: co jest dla mnie ważniejsze: obraz czy słowo? – trudno to wyjaśnić. Rysunek towarzyszy mi od dzieciństwa. W tej materii czuję się pewniej. W pisaniu jestem  jak małe dziecko, które krąży we mgle, ale mimo to ufnie stawia kroki. To wszystko się przenika. Wydaje mi się, że aby zrobić postęp w rysunku, potrzebuję literatury. Ona mnie wzbogaca i otwiera na nowe sensy. Jeśli kiedykolwiek uda mi się pisać i rysować na równym poziomie – będę szczęśliwy, choć wiem, że przede mną długa droga.

 

2. Dołączyłeś do patronite.pl, ale patroni nie pojawili się, skoro tylko konto znalazło się na stronie głównej. Wspominałeś, że musiałeś o nich zawalczyć, aktywnie działać -  bo zderzyłeś się z pytaniami, a nawet krytyką?

Nigdy nie myślałem, by próbować swoich sił na portalach, gdzie zbiera się fundusze na zrealizowanie własnych projektów. Zawsze wychodziłem z założenia, że poradzę sobie sam, ale też dlatego, że nie umiałbym nikogo o takie wsparcie prosić. Gdy odkryłem patronite, też miałem obawy. Z drugiej strony – pomyślałem – dlaczego nie spróbować? Praca pochłania mi mnóstwo czasu i na moje działania twórcze tego czasu brakuje. Mam jednak świadomość, że na zrealizowanie ambitniejszych pomysłów potrzebne są środki.

To, co mnie zaciekawiło w Waszym serwisie, to szansa na budowanie relacji w czasie rzeczywistym między twórcą a odbiorcą, który dostaje zaproszenie do pracowni autora. Zostając Patronem, zaczyna poznawać jego świat: poglądy, inspiracje, dokumentacje fotograficzne kolejnych etapów powstawania prac, zaproszenia na wernisaże i wydarzenia. Poprzez dziennik obserwuje rozwój autora, który przestaje być wirtualnym, nieznanym bytem. Zawsze uważałem, że posiadanie w domu obrazów nieznanych artystów ma dla mnie mniejszą wartość niż obrazy twórców, których znam i cenię – nawet jeśli nie są perfekcyjne. Mogę wtedy o tych pracach opowiadać bez końca, rzucać ciekawostkami, zrozumieć, dlaczego autor namalował coś tak, a nie inaczej. Powstaje wtedy więź emocjonalna i obraz przestaje być elementem dekoracji wnętrza, staje się czymś osobistym. 

Pewnego dnia otrzymałem maila: na patronite pojawił się nowy Patron. Był to kolega z Canady, któremu od razu napisałem, nie ukrywając zaskoczenia, że bardzo się cieszę, widząc go na pokładzie. Odpisał: to bardzo, bardzo dobry pomysł, żeby wesprzeć rozwój młodych artystów. Do tego dla mnie to też sposób, żeby wejść w posiadanie paru Twoich prac - traktuję to z mojej perspektywy trochę jak zakup ratalny - bo żeby tak jednorazowo coś kupić, to mnie trochę jednak nie stać. Mam nadzieję, że tych patronów to się tam znajdzie jeszcze trochę. Jego odpowiedź pokazuje też inne spojrzenie. Poprzez regularne, niewielkie nawet wpłaty, Patron ma szansę stać się właścicielem oryginalnego dzieła, na które pewnie w innych okolicznościach (np. w galeriach sztuki) by się nie zdecydował, odstraszony chociażby wysoką ceną.

Zderzyłem się też z negatywnymi komentarzami, że mi nie wypada zakładać w takich serwisach konta, że wygląda to trochę jak żebractwo. Jednak podczas rozmów z bliskimi znajomymi szybko odrzuciliśmy ten tok myślenia.

 

3.Melancholia to żal po innym świecie, nigdy jednak nie dowiedziałem się po jakim” powiedział Emil Cioran. Wspominałeś w jednym z wywiadów, że te słowa dobrze oddają ideę Twojej twórczości. Ale - czy w świecie sukcesu i dążenia do szczęścia za wszelką cenę, melancholia jest jeszcze potrzebna?

Nie stawiałbym pytania „czy jest potrzebna?”, tylko „co melancholia potrafi nam dać?”. W czasach totalnego pędu człowiek coraz rzadziej ma możliwość zatrzymać się i świadomie poddać głębszej refleksji. To przykre, że zwykle dopiero jako stan chorobowy melancholia daje takie niezbędne pauzy. Wydaje mi się, że znalazłem sposób, aby melacholię potraktować jak szczepionkę: rysunek jest dla mnie wstrzymaniem oddechu, szansą pozbawienia siebie nadmiaru intensywnych emocji. Kiedy te emocje zamknę na papierze, one już do mnie nie wracają. Żyją w innej przestrzeni – nie trapią mnie, nie wyżerają od środka. I wtedy „melancholia” znaczy po prostu „spokój”.

 

4. Wiem, że jesteś wielkim orędownikiem czytania książek. Tymczasem ponad 63 proc. Polaków, według najnowszych badań Biblioteki Narodowej, nie przeczytało w minionym roku ani jednej książki (!). Ty z kolei wyrabiasz normę za kilkanaście osób – co takiego znajdujesz w tych wszystkich tomach?!

Nie traktuję czytania książek jak wyścigu po rekord Guinessa. Większość moich lektur pozwala mi lepiej poznać samego siebie, bo dobra literatura, poezja czy proza, jest lustrem, w którym przeglądają się wszystkie aspekty człowieczeństwa. To ułatwia rozwój emocjonalny i intelektualny. Ponadto sprawia, że wzbogaca się moje słownictwo, przez co lepiej wyrażam to, co myślę i czuję.

 

5. Na koniec – rady od starszego kolegi. Załóżmy, że czyta nas młody malarz, który chce rozwinąć skrzydła i pokazać swoje prace szerszej publiczności. Jakich rad mógłbyś mu udzielić?

Dziś największym nośnikiem informacji jest internet, który umożliwia prezentację prac na całym świecie. Osobiście polecam portale artystyczne, gdzie można poddać swoje dzieła ocenie, ale także je sprzedać. Dla mnie zawsze niezwykle ważną sprawą było znalezienie mentora, który potrafiłby umiejętnie poprowadzić początkującego, nauczyć warsztatu, dostrzec to, co indywidualne i dobre. Nawet jeśli miałby pojawić się na krótki moment – uważam, że warto. Podczas takich zderzeń klaruje się obraz tego, co chciałoby się robić, idzie się więc dalej już nie na ślepo. A jeśli miałbym się silić na jakiekolwiek rady to: wyostrzyć zmysł obserwacji, dużo rysować i malować oraz nie poddawać się przy najmniejszych niepowodzeniach. 

 

Podpytywał: Mateusz Górski

 

 

wywiad

Zobacz również

Pięć pytań do: Staszka Igraszka
Najważniejszy krok - czyli pokaż swój profil światu!
Jedna kawa miesięcznie – czyli jak zostać Patronem? (PORADNIK)

Komentarze (1)

Trwa ładowanie...